Strona główna Radio Olsztyn
Posłuchaj
Pogoda
Olsztyn
DZIŚ: 14 °C pogoda dziś
JUTRO: 20 °C pogoda jutro
Logowanie
 

„Drach” czyli latawiec Szczepana Twardocha

Szczepan Twardoch „Drach”

Wydaną dwa lata temu powieścią „Morfina” Szczepan Twardoch wzbudził entuzjazm większości recenzentów. Wielu czytelnikom również spodobała się przedstawiona w wersji „pop” historia początku okupacji niemieckiej w Warszawie, opisana rozpędzonym, krzykliwym językiem rodem z Gombrowicza. Autora ekspresowo proklamowano literacką gwiazdą pierwszej wielkości, obsypano nagrodami, nominacjami, splendorami i z tej pozycji sięgnął jeszcze wyżej – postanowił stworzyć epopeję swojego rodzinnego Górnego Śląska.

Inaczej nie potrafię nazwać jego nowej, czterystustronicowej powieści pt. „Drach”, próbującej za jednym zamachem ogarnąć śląską przeszłość i teraźniejszość, języki, pokoleniowe traumy, ludzkie charaktery, mentalność, pracę, odczuwanie własnej tożsamości. Niby Twardoch postępuje tak, jak wszyscy pisarze-epicy od starożytności: ukazuje całość przez wycinek, Śląsk i „śląskość” poprzez dzieje dwóch rodzin, Magnorów i Gemanderów. Ale to tylko pozory. Z reakcjami czytającego bywa różnie – ja odebrałem „Dracha” jako wielki eksperyment formalny, swoimi zabiegami odciągający uwagę od meritum, od przesłań, od – niekiedy naprawdę świetnie wyrażonych – dramatów postaci, od ich wyborów i rysów psychiki.

Tytułowy „Drach” po śląsku znaczy „Latawiec”, tak też w pierwszej scenie matka nazywa bohatera, wtedy ośmioletniego Josefa Magnora. Jednak bystrzy interpretatorzy natychmiast skojarzyli „Dracha” z chińskim latawcem-smokiem, unoszącym się wysoko nad światem, znającym „tajemnicę wszechrzeczy”.

Taki jest narrator powieści – wszystkowiedzący, znający przeszłość i przyszłość. Nie anonimowy opowiadacz, ale Ziemia, Bóg, pra-matka, pra-ojciec. Czasem nagle ujawnia się w tekście, np. wtedy, gdy mówi o śmierci na zachodnim froncie I wojny światowej kolegów Josefa Mangora:

Josef już nigdy nie spotka żadnego z nich i tylko j a jeszcze z daleka czuję ich lekkie, rozpuszczone we mnie ciała, ale nie zajmują mnie ich jednostkowe losy, bo wszyscy krążą już w e m n i e.

W „Drachu” przytłacza tłum postaci, ilość nazwisk i wątków: zapętlonych, powiązanych albo zaniechanych, gubiących się w gęstej opowieści, co krok najeżonej absurdalnie drobiazgowymi szczegółami. Niezwykłe jest też podejście do czasu:

Nikodem Gemander nad lewym uchem ma bliznę (…) skaleczenie nie było poważne, ale rodzice się przerazili, bo krew płynęła obficie.

– Tata miał wypadek, kiedy wiózł mnie ze szpitala do domu, wyobrażasz sobie? – mówi trzydzieści cztery lata później Nikodem (…)

Te same epizody, ludzi, miejsca przedstawia się jednocześnie w różnych płaszczyznach czasowych. Na początku każdego rozdziału sygnalizują je wymienione daty. Np. w liczącym sobie dwadzieścia stron ósmym rozdziale części II. naliczyłem takich płaszczyzn dziewiętnaście, od roku 1911. do 2014. Czytając o jakimś wydarzeniu, często od razu dowiadujemy się, co jeszcze czeka jego bohatera, kiedy, gdzie i jak umrze, kim byli rodzice, co będą robić dzieci. Trzeba mieć wręcz cybernetyczny zmysł koncentracji, żeby to wszystko objąć, przetrawić, ułożyć jakoś w wyobraźni. O refleksji już nie wspomnę, bo może być tylko jedna, wcale nieodkrywcza i wcale niewarta aż tak wymyślnych technik literackich: że Śląsk jest śląski, a ludzki los to chaos i nieprzewidywalność. „Morfinę” Twardocha kończy wystrzał z pistoletu, „Dracha” – seria z pepeszy.

Czy życie całej zbiorowości albo choćby jednego człowieka da się opisać „sto na sto”, czyli takim, jakim ono jest naprawdę, z całym skomplikowaniem uczuć, bagażem zdarzeń, gmatwaniną związków z innymi ludźmi, z polityką, historią, biologią, kulturą?

„Drach” Szczepana Twardocha to jeszcze jeden dowód, że się nie da.

Włodzimierz Kowalewski

Przeczytaj poprzedni wpis:
Trudne warunki jazdy na Warmii i Mazurach

Po opadach śniegu na drogach jest bardzo ślisko. Są wypadki i kolizje. Teraz utrudnienia są na krajowej 7 między Ostródą a Olsztynkiem. W Rychnowskiej Woli samochód...

Zamknij
RadioOlsztynTV