Strona główna Radio Olsztyn
Posłuchaj
Pogoda
Olsztyn
DZIŚ: 14 °C pogoda dziś
JUTRO: 20 °C pogoda jutro
Logowanie
 

„Podkrzywdzie” Andrzeja Muszyńskiego

Andrzej Muszyński, screenshot z youtube

Myślałem już, proszę Państwa, że tzw. „nurt wiejski” w naszej literaturze współczesnej skończył się bezpowrotnie w zetknięciu z postmodernizmem oraz ekspansją gatunków popularnych.

W przeszłości miał się dobrze i nie można powiedzieć, że wyłącznie realizował propagandowe wytyczne PRL. Jego twórcy, choć marginalizowani, reprezentowali wysoki poziom i oryginalność, pisali nie tylko o przemianach na wsi, ale potrafili daleko sięgać do chłopskiej mentalności, odkrywać głęboką jaźń wywodzącą się z praw natury, analizować magiczność myślenia, języka, podejście do życia zupełnie inne niż w miastach czy kulturze inteligenckiej. Niestety, w zapomnienie odeszły powieści Juliana Kawalca i Józefa Mortona, wspaniała, mieniąca się czarem ludowego mitu poezja Tadeusza Nowaka. Wiesław Myśliwski postrzegany jest dziś jako klasyczny prozaik głównego nurtu, Marian Pilot jako awangarda, a Edward Redliński jako literackie kuriozum sprzed lat.

Tym bardziej zdziwiło mnie, że na tę zarośniętą, wydawałoby się, ścieżkę wkracza pisarz młody, urodzony w roku 1984., do tego znany przedtem jako podróżnik i reportażysta. Mówię o Andrzeju Muszyńskim i o jego głośnej już, wydanej w ubiegłym roku powieści pt.: „Podkrzywdzie”.

„Podkrzywdzie” ma dwóch bohaterów. Jeden z nich to dziadek, postać w pełni należąca do opisywanego, wiejskiego świata i coraz bardziej zanurzająca się w jego baśniową metafizyczność. Drugi to wspominający go wnuk, patrzący niby oczami dziecka, ale ze skłonnością do poetycko-filozoficznych syntez.

Dziadek oceniał ludzi według jedynego kryterium – ciepły lub zimny. Uważał, że nie istnieją ludzie dobrzy, źli, ponurzy, dwulicowi, nieufni, wstydliwi, fałszywi czy tym bardziej złożeni – są tylko zimni albo ciepli.

Akcja „Podkrzywdzia” toczy się w miejscu niedookreślonym i niedostępnym, którego granice wyznaczają Pustynia Błędowska, Zamczyska i rzeka Biała. Zupełnie jak „Konopielka” Redlińskiego dziejąca się gdzieś na bagnach w okolicach Suraża. Nie wiadomo gdzie – to znaczy wszędzie. Poza czasem mierzonym przez miejskie zegary – to znaczy zawsze, do tego jeszcze poza polityką i historią. To nic nowego. W taki sposób ludowy świat literatura kreowała od dawna, od ballad romantyków, „Chłopów” Reymonta czy „Łąki” Leśmiana. Natomiast tytułowe „Podkrzywdzie” to miejsce tajemnicze, duchowe centrum, matecznik tego świata. Tam właśnie znika dziadek, coraz częściej wraz z wiekiem, po to, żeby w końcu stamtąd nie wrócić. – Podkrzywdzie to mit? – pada pytanie narratora i wszystko staje się jasne.

Wiadomo, że sfery ludowego mitu nie może wyrażać „zwykły” język współczesnej literatury. Stąd wszystkie te „jarmuże”, „łochynie”, „ostrężyny”, stąd określenia typu „Babka paradowała po izbach z czerstwymi policzkami (…)”. Trudno się jednak oprzeć sugestywności choćby takich obrazów:

Fikcyjne lato skończyło się na dobre. Psy ujadały coraz głośniej, a echa owego jazgotu jak długie igły wbijały się w białą poduszkę bezkresu. O naszym istnieniu świadczyła tylko zielonkawa łuna naszej izby, w której uwijaliśmy się, strzepując z oślizgłych kapeluszy (grzybów) igliwie.

Centralny punkt tej przebarwionej i niekonkretnej rzeczywistości zajmuje jeszcze niezbadane „Ono”, które będzie musiał samodzielnie zidentyfikować każdy czytelnik.

„Podkrzywdzie” Andrzeja Muszyńskiego należy niewątpliwie do powieści łamiących niejedno tabu, także to związane z aktualnymi modami literackimi. Nie dziwią więc zachwyty dużej części krytyki, nie dziwi nominacja do tegorocznego „Paszportu” „Polityki”. Przed „Podkrzywdziem” na pewno wielka przyszłość.
Włodzimierz Kowalewski

 

 

 

 

 

 

 

 

 

RadioOlsztynTV