Strona główna Radio Olsztyn
Posłuchaj
Pogoda
Olsztyn
DZIŚ: 2 °C pogoda dziś
JUTRO: 4 °C pogoda jutro
Logowanie
 

Przypominam „Dziewczynę z ganku” Kazimierza Orłosia

Po lekturze wydanego niedawno „Domu Pod Lutnią” przypomniałem sobie „Dziewczynę z ganku” Kazimierza Orłosia, tom opowiadań uhonorowany w roku 2007 Literackim Wawrzynem Warmii i Mazur. Orłoś to prozaik o niezwykłej biografii. Siostrzeniec wybitnych pisarzy Stanisława i Józefa Mackiewiczów, prawnik pracujący w biurach kilku sztandarowych budów epoki PRL-u, trochę podróżnik, scenarzysta, krótko redaktor Polskiego Radia i prestiżowego kiedyś tygodnika „Literatura”. Zadebiutował w roku 1961. zbiorem opowiadań „Między brzegami”, a tytułowe zostało wkrótce przeniesione na ekran przez Witolda Lisiewicza. Dwie następne książki to również opowiadania, których formę Autor doprowadził do mistrzostwa, otrzymując za zbiór „Ciemne drzewa” cenioną w świecie literackim, ale niechętnie widzianą przez ówczesne władze nagrodę Fundacji Kościelskich, wręczaną wtedy w Genewie. „Cudowna melina”, pierwsza powieść Orłosia, została odrzucona przez cenzurę. Autor postanowił zatem wydać ją pod własnym nazwiskiem w paryskiej „Kulturze” Giedroycia. Był to wielki akt odwagi, a konsekwencje przyszły natychmiast : wyrzucenie z redaktorskich etatów, druzgocące recenzje i tzw. „zapis” cenzury na nazwisko, czyli całkowite wykluczenie z oficjalnego życia literackiego trwające aż do przełomu roku 1989. Nawiasem mówiąc, dziwię się tej cenzorskiej histerii. „Cudowna melina” to świetna realistyczna powieść, pokazująca korupcję i upadek moralny władzy w małym miasteczku. Gdyby w przeszłości z taką bezwzględnością działała cenzura carskiej Rosji, to utworem zakazanym byłby „Rewizor” Gogola.

Kazimierz Orłoś jest od dzieciństwa związany z naszym regionem. Jako chłopiec przyjeżdżał z rodzicami na wakacje do Krutyni, później kupił tam dom. U nas, na Mazurach, rozgrywają się wszystkie utwory zawarte w tomie „Dziewczyna z ganku”. Największe wrażenie robi opowiadanie tytułowe, bardzo obszerne, właściwie mikropowieść. Jest to opowieść o długim życiu Anny Golembiowski, spędzonym w jednym domu, we wsi o autentycznej nazwie Grunwaldchen czyli dzisiejszym Zielonym Lasku niedaleko Krutyni i Ukty. Najpierw historia miłości do Rosjanina Saszy, uciekiniera po bolszewickiej klęsce roku 1920., potem jego odejścia i wychowania Willego, syna z tego związku. Wreszcie II-giej wojny, upadku Hitlera, nadejścia polskich czasów od komunizmu po lata 90 – te. Mistrzowska i wzruszająca synteza ułamka dziejów tej części Europy poprzez los jednej prostej, bardzo skromnej wiejskiej kobiety. Sam Autor dopowiada:

(…) poruszam temat fascynacji drugą osobą, związku z góry skazanego na klęskę (…) mijania się w życiu, porozumienia i braku porozumienia, wszelkich złudzeń etc.

Ja jednak zrozumiałem sens tego i innych utworów inaczej. Jak każdy z czytelników Orłosia zwróciłem uwagę na kapitalne obrazy przyrody. Odcienie wody, słońca i zieleni, zapachy i barwy, obyczaje ptaków i zwierząt, opis owadów i roślin. Wreszcie wypływający z natury odwieczny porządek bytowania i zajęć żyjących tu ludzi. To dzięki niemu Anna, mimo tylu doświadczeń straszliwego XX. wieku, ocala wewnętrzny spokój i zachowuje może nie pogodę, ale czystość ducha. Jest więc tak samo, jak w twórczości najbardziej uniwersalnego pisarza tej ziemi – Ernsta Wiecherta.

Nie czułem nigdy wielkiej estymy dla poetów i prozaików podejmujących warmińsko-mazurski temat z perspektywy warszawiaka-letnika, dla którego nasza kraina jawi się jako rezerwat albo azyl od świata, do którego ucieczka przypomina zarzucanie sobie kołdry na głowę. Jest i było takich autorów całe mnóstwo, na czele z Gałczyńskim i Osiecką. Jednak Kazimierz Orłoś w swoich ostatnich książkach złamał ten stereotyp.

Więcej w felieton
Krasicki i Warmia

Po raz kolejny, bardziej dla czystej przyjemności niż z powodu obchodzonej na początku lutego rocznicy urodzin Poety, przeczytałem biografię Ignacego Krasickiego pióra Paula Cazina. Jedyną, jaka...

Zamknij
RadioOlsztynTV